Hańba domowa

(1 opinia klienta)

Tytuł:    “Hańba domowa.” Rozmowy z pisarzami
Autor:  Jacek Trznadel
Wydawnictwo TEST, Lublin & Zakłady Wydawnicze WERSUS, Białystok,
Rok wydania: 1990
ss. 340, ISBN 83-7038-000-X
EAN 978-83-7038-000-7

GUARANTEED SAFE CHECKOUT
  • Karta Visa
  • MasterCard
  • American Express
  • Karta Discover
  • PayPal

Opis

wydawnictwo_test_logoTytuł:    “Hańba domowa.” Rozmowy z pisarzami
Autor:  Jacek Trznadel
Wydawnictwo TEST, Lublin & Zakłady Wydawnicze WERSUS, Białystok,
Rok wydania: 1990
ss. 340, ISBN 83-7038-000-X
EAN 978-83-7038-000-7

Rozmowa z dnia 10-10-2006 r. Bernarda Nowaka z autorem książki Jacek Trznadel

Fragmenty książki:

 

Głównym tematem “Hańby domowej” jest analiza prób zniewolenia literatury polskiej przez system komunistyczny, zwłaszcza na przełomie lat 40. i 50. XX wieku. Publikacja ta jest zbiorem wywiadów ze znanymi polskimi pisarzami tworzącymi w tamtym okresie i krytykami literackimi, które przeprowadził Jacek Trznadel (ur. 1930). W rozmowach tych autor próbuje uzyskać odpowiedź na pytanie, dlaczego fałszywe postawy myślowe unicestwiające literaturę stały się w tym czasie udziałem wielu polskich pisarzy. Jacek Trznadel obnaża system, który wywarł ogromny wpływ na mentalność wielu pokoleń Polaków. Audiobook jest interesującą pozycją zarówno dla tych, którzy dobrze znają ten okres w historii Polski, jak i dla tych, którzy chcą go dopiero poznać.

Spis rzeczy:

• Nota redakcyjna
• Jacek Trznadel: Hańba domowa.

jacek trznadel Rozmowia z pisarzami:

• Zbigniew Kubikowski: Inwazja z obcej planety
• Jerzy Andrzejewski: Czerwony system pogardy
• Wiktor Woroszylski: My żyliśmy w literaturze
• Witold Wirpsza: Wygonienie diabła Belzebubem, czyli artysta w stalinowskim getcie
• Jarosław Marek Rymkiewicz: Nieśmiertelny Stalin i złowieszcze więzienie nudy
• Julian Stryjkowski: Olbrzymia czarna przestrzeń
• Jacek Bocheński: Byłem zahipnotyzowany
• Zbigniew Herbert: Wypluć z siebie wszystko
• Marian Brandys: Tragedia lewicujących liberałów
• Andrzej Braun: Były we mnie jakby dwie osobowości
• Jan Józef Lipski: Niezrozumiały i przerażający amok
Artur Międzyrzecki:

Jacek Trznadel rozmawia ze Zbigniewem Herbertem:

Słuchaj rozmów

• Zbigniew Kubikowski: Inwazja z obcej planety
• Jerzy Andrzejewski: Czerwony system pogardy
• Wiktor Woroszylski: My żyliśmy w literaturze
• Witold Wirpsza: Wygonienie diabła Belzebubem, czyli artysta w stalinowskim getcie
• Jarosław Marek Rymkiewicz: Nieśmiertelny Stalin i złowieszcze więzienie nudy
• Julian Stryjkowski: Olbrzymia czarna przestrzeń
• Jacek Bocheński: Byłem zahipnotyzowany
• Zbigniew Herbert: Wypluć z siebie wszystko
• Marian Brandys: Tragedia lewicujących liberałów
• Andrzej Braun: Były we mnie jakby dwie osobowości
• Jan Józef Lipski: Niezrozumiały i przerażający amok

Posłowie (1)

Hańba domowa ukazała się w 1986 roku w Paryżu, w Instytucie Literackim, w serii biblioteki “Kultury”. Pierwsze wydanie w Polsce, w wydawnictwie “Nowa” (w tym samym roku), było podziemne i nielegalne. Skład – czcionka maszyny do pisania. Musi się dziś wydawać egzotyczne, że gdy pracowałem nad tą książką, kopie nagrań i maszynopisów trzymałem poza domem. “Tajne” moje archiwum znajdowało się pod łóżkiem w zaprzyjaźnionym domu.

Nie wiedzieliśmy wtedy, w 1986 roku, że koniec systemu komunistycznego w Europie jest tuż, także w Polsce. Jeszcze chwila, a miało się rozlegnąć wesołe pukanie ludzi-dzięciołów rozkuwających berliński mur! Nie myślałem, że dożyję chwili, gdy z map Rosji zaczną znikać nadane miastom imiona bolszewików… Że padnie potęga sowieckiej partii komunistycznej i że wyzwolą się kraje zaanektowane przez Związek Sowiecki po 1945 roku. Że Rosja przyzna się do zbrodni katyńskiej… Że komunizm zostanie wyklęty publicznie przez część opinii w samej Rosji. Jest to przejmująca prawda, niezależnie od tego, co stanie się jeszcze z Rosją. Takie momenty przełomowe są niebezpieczne, nie dla autorów, ale dla niektórych książek. Napisane – często nieświadomie – także dla walki z systemem, stają się nieprzydatne, gdy system ten upadnie. A wtedy: niech stary miecz wisi sobie na ścianie, a książka niech powleka się bibliotecznym kurzem…

Myślę, że “Hańba domowa” spełniła nie tylko określoną rolę historyczno-literacką, lecz także polityczną, książki zaangażowanej, była przez chwilę na scenie, wywoływała zamieszanie i dyskusję. Wspomnę najpierw urzędowe, to znaczy wtedy komunistyczno partyjne polemiki. Ich ton był pogardliwy, zarzucano autorowi nawet zdradę ojczyzny… Kilkadziesiąt lat wcześniej, a nawet kilkanaście, to byłoby groźne. Wtedy, poza atakami prasowymi ograniczono się do kilku drobiazgów: na przykład upokarzająca rewizja osobista w porcie lotniczym na Okęciu, podłe anonimy… Podczas rządowej konferencji prasowej główny cynik i propagandysta reżimu nazwał mnie ideowym wykonawcą polityki amerykańskiej. Nie dotknęło mnie to, zresztą nie było prawdą.

Przypomniałem okoliczności powstania tej książki, aby podkreślić jej podwójny charakter w chwili publikacji – nie tylko dokumentacyjno historyczny, ale i polityczny. Czytelnik, który będzie o tym pamiętał, lepiej zrozumie stylistykę pewnych fragmentów. Ten podwójny charakter książki, historyczny i polityczny, nadaje jej status dokumentu. Toteż, zwłaszcza w rozmowach, poprawiłem w książce tylko drobne pomyłki, stylistyczne niejasności, całość pozostał taka, jaką była w końcu 1985 roku, gdy – z pośrednictwem pewnej ambasady zachodniej – wysyłałem maszynopis do Jerzego Giedroycia w Maisons-Laffitte. Sformułowane tam tezy podtrzymuję oczywiście nadal, inaczej wznawianie tego tekstu nie miałoby sensu. Tyle o znaczeniu politycznym książki w chwili jej powstania i wydania.

Ale “Hańba domowa” była dla mnie i pozostaje dzisiaj przede wszystkim analizą historii i dokumentem historycznym. Nie pisałem tej książki pod kątem doraźnej walki z systemem komunistycznym, tę rolę odegrała książka z samej swojej istoty. Chciałem zgromadzić – we wstępie i zadając moim rozmówcom pytania – pewną liczbę elementów składających się na obraz historyczny. Nie obawiałem się różnych odpowiedzi na stawiane pytania, jeśli nawet nie zawsze podzielałem wyrażone wobec mnie poglądy. Subiektywny punkt widzenia moich rozmówców był przecież tutaj i ich oceną historii, i jej częścią.

Temat tej książki: oddziaływanie systemu i ideologii komunistycznej na ludzi i zwłaszcza na intelektualistów – zdaje się już historią prawie starożytną. Starożytni mawiali, że gdy historia odchodzi, przestaje być życiem, a staje się jego nauczycielką, historia magistra vitae. Sądzę, że lekcja historii zawsze może się przydać, a wreszcie są niewątpliwe pozostałości tamtego imperium w nauce o historii, są “warunkowe” odruchy myśli i fałszywe świadectwa pamięci. Także w krajach, gdzie komunizm nie panował bezpośrednio. Dodajmy, że historii nie można zrozumieć bez znajomości faktów historii.

Przypominam sobie pewne zdarzenia, których byłem świadkiem podczas “rewolucji studenckiej” we Francji, w 1968 roku. Prowadziłem wtedy zajęcia z języka i kultury polskiej na Sorbonie i na uniwersytecie w Nanterre. Wielu moich studentów znęciły barykady rzeczywiste i ideologiczne. Jeden z nich, bardzo inteligentny, bladł, kiedy podkreślałem powierzchowność tego ruchu i kiedy wypominałem zaskakującą mnie obecność portretów Stalina i Mao w podworcu Sorbony.

Ale w owe dni przeżyłem jeszcze coś o wiele bardziej pouczającego. Było to blisko Sorbony, gdzieś na bulwarze Saint-Germain lub Saint-Michel, w powietrzu czuć było gaz łzawiący, policjanci w maskach jedli kanapki, studenci wyrywali kamienie z bruku. Odbyłem krótką rozmowę z młodym i inteligentnym człowiekiem.

– Ale w końcu, o co wam chodzi? – O socjalizm i o wolność, tak jak w krajach Europy Wschodniej. – Wolność? W zasadzie przecież ją macie! – Na pewno nie, policja zabiera nam ulotki! – Ale – przerywam – mu – w Warszawie (a było to po wypadkach marca 1968 roku) policja zabiera ulotki i na dodatek wrzuca studentów do więzienia! – I powinno tak być – jego głos stał się twardy – w socjalizmie trzeba dyscypliny! – Odszedłem. Rozmowa z młodym neotrockistą, adeptem karności totalitarnej była skończona.

W owej epoce za mało jeszcze zanalizowano we Francji zjawisko totalitarnego komunizmu. I niedokończone było rozliczenie odnoszące się do samej historii Francji. W literaturze polskiej ten wpływ komunizmu na historię Francji ukazywał Andrzej Bobkowski w swoim pamiętniku “Szkice piórkiem”, opisując wypadki początkowego okresu ostatniej wojny. Dopiero po czerwcu 1941 roku, na komendę ZSSR, komuniści francuscy zmienili front, odcinając się od Vichy. W tomie wywiadów przeprowadzonych z kardynałem Lustiger’em, ten mówi, że wiele jest w historii Francji ostatniej doby niedostatecznie uwydatnionych spraw. Książka Bernard-Henri Lévy,’ego o intelektualistach francuskich XX wieku, także tych dotkniętych nazizmem i ideologią komunistyczną, przynosi nowe szczegóły rewizji historycznej. Również książka angielskiego autora, Tony Judt’a, przynosi dowody ugięcia się przed ideologią komunistyczną, nie przynoszące chwały francuskim intelektualistom.

Hańba domowa to fragment dziejów Polski, starcia się jej kultury z komunizmem, który określam też jako czerwony faszyzm, czerwony totalitaryzm. Ale to przecież także część historii zła naszego wieku, tak powszechnego, że zbanalizowanego. Ta książka opowiada nie tylko o wypadkach prawdziwych (mówi się czasem tak na początku powieści). Prawdziwe są też imiona wszystkich osób, czasem osób znaczących historycznie.

A teraz, pominąwszy zgiełk polityczny odchodzącego systemu wokół mojej książki: co zdarzyła się z nią przez te lata? Sprawa odpowiedzialności ludzi, żyjących w tamtym systemie, przede wszystkim intelektualistów, pisarzy, o których mowa w Hańbie domowej, obudziła wiele namiętności. Tę odpowiedzialność i jej ocenę określa także tytułowe słowo:  h  a  ń  b  a.  Tuż przed oddaniem książki do druku, gdy całość była już opracowana, tytułu wciąż jeszcze nie miałem. I wtedy z zakamarków pamięci wychynęła ta strofa z wiersza Norwida “Duch Adama i skandal”. Jeśli określenie było dobre w wieku XIX, dlaczego nie miałoby być dobre w wieku XX? Pochodząc z dawnej tradycji umieszczało problem na trwałym planie moralnym. Zresztą, analogii z wierszem Norwida i jego sytuacją nie rozumiałem dosłownie. Oczywiście, nie wszyscy ugięli się przed złem, uwierzyli utopii, i jest o tym w książce mowa. Słowo “hańba” określa tutaj zjawisko, na którym skupiłem zasadniczą uwagę.

Niesłuszny dla niektórych tytuł – jednak “przyjął się”, zdawał się także potrzebny wielu czytelnikom. Spotykałem się potem ze słowami “hańba domowa” określającymi różne zjawiska społeczne. Ale nie wszyscy to powiedzenie zaakceptowali, ileż było wzburzenia i polemik! Zwalczano także to pojęcie. Mniej więcej w tym samym czasie wprowadzono pojęcie “antykomunizmu jaskiniowego”. Autor tej metafory, Adam Michnik, widział komunistów jako “prometeuszy”. Ci, co przyjmowali jego założenia, nie mogli pogodzić się z określeniem udziału w komunizmie jako “hańby”. Jednak “gwałt” i “ogień” prometejski, związany z nową wizją świata, miał nieludzkie wcielenia. Nazizm hitlerowski też żywił kult pochodni wśród nocy i określał się jako socjalistyczny. Nazwano mnie Savonarolą antykomunistycznym, czy dlatego że kojarzyło się to ze stosem, na jakim spalono w końcu florenckiego mnicha? Pomyśleć, że powiedziała to osoba, która wręczyła mi kiedyś dyplom nagrody Komitetu Kultury Niezależnej Solidarności za tę książkę (2).

Widzę w tym przede wszystkim prócz sympatii dla ideologii komunistycznej odbicie pewnego mitu historycznego. Przez długie dziesięciolecia wiązano fakt kolaboracji jedynie z okupacją hitlerowską, a nigdy sowiecką. W przejrzystej aluzji zwrócił na to uwagę zaraz po zakończeniu wojny, już w 1945 roku, na krótko przed swoją śmiercią, wybitny człowiek teatru, Stefan Jaracz. Podkreślał to także Józef Mackiewicz. Stawiali drogowskazy. Moja książka powróciła do tej sprawy w całej ostrości. Niektórzy pisarze, z którymi przeprowadzałem wywiady, odnieśli się potem krytycznie do tytułu mojej książki (W. Woroszylski, M. Brandys, M. Janion). Wiktor Woroszylski pragnął wręcz wycofać swój wywiad. Byli i inni, którym tytuł się podobał.

Pragnąłem inaczej kontynuować w Hańbie polemikę intelektualną z komunizmem, wyrażoną przez Czesława Miłosza w “Umyśle zniewolonym”, książce z lat pięćdziesiątych. Nie w pełni przyjmowałem tezę Umysłu zniewolonego, którą była teoria przystosowania się, określona mianem “ketmana”. Samo przystosowanie oczywiście charakteryzuje epoki zniewolenia i nacisku. Ale Miłosz oceniał je jako gest obronny, nieoczywista była sprawa moralnej oceny. Podobny właściwie sąd znalazłem później w “Roku myśliwego” (1990). Miłosz podkreślał tu pragmatyczny moment nieuniknionej sytuacji historycznej, a nie ustępstw moralnych pisarzy i intelektualistów. I dystansował się wobec mojej Hańby domowej (3). Jednak w późniejszej od “Roku myśliwego” wypowiedzi Miłosz, z całkowitą słusznością, umieszcza polityczne stosowanie marksizmu, a więc i pochodnych teorii, w sukcesji nihilizmu europejskiego.

Kolaboracja – jedna i druga. Dla niektórych analogia zdaje się wymuszona. Bo inne były realia. Kolaboracja z Niemcami to było działanie na zapleczu widocznego na ulicach Warszawy plutonu egzekucyjnego, pod rytm kolumny maszerującego Wehrmachtu. Komunizm proponował urządzenie się w jego “normalnym” świecie, w czasie płynącym naturalnie, i wręczał ludziom cały “uwalniany od ucisku” świat. Kto kochał komunizm, mógł żyć. Tyle że odbywała się co trochę ostra, okrutna – ze względu na piękny cel, nieprawdaż? – nieludzka selekcja. Na przeciwników czekał loch więzienny lub pozbawiająca życia praca za kołem polarnym. Bo zresztą komunizm twierdził, że świat istniejący jest z gruntu zły, tak zły, że manichejski lęk przed stosowaniem zła musi być przezwyciężony. Po ostatniej wojnie nie zawsze trafiało to w pustkę. Zresztą obręcz przymusu komunistycznego bywała w pewnych okresach, dla niektórych, mniej zaciśnięta. Realizowało się fragmenty czegoś prawdziwego, a nawet ludzkiego. Stąd ten nabór chętnych i stąd potem odrzucenie tak ostrego potępienia, jakie ja wysunąłem. – Hańba? – mówiono – z powodu sztuki tylko, może szalonej przez tę wiarę w przyszłość ludzkości? A ile dziedzin życia – mówiono – rozwijało się w enklawach zabezpieczonej normalności!

To wszystko działo się oczywiście już trochę później, już po zainstalowaniu się u nas czerwonego totalitaryzmu. Zbyt łatwo jednak zapominamy, że wkraczał podobnie jak nazizm hitlerowski: armią najeźdźców, więzieniem, egzekucją i zbiorowym mordem, deportacją. Tak było choćby w okupowanym po 1939 roku Lwowie. A postawa pisarzy, którzy opowiedzieli się za nową władzą, jakże różniła się od ich postawy w dwudziestoleciu międzywojennym. Tam reagowali protestami nawet na pojedyncze wypadki procesów komunistów (M. Dąbrowska), na powstanie obozu w Berezie, zaś po wojnie nie zdobyli się na protesty wobec tortur, rozstrzeliwań, obozów i deportacji.

Jeśli hitleryzm był obłędem, naprawdę nie mogącym długo istnieć, komunizm przygotowywał się do wiecznego trwania. A był to przecież twór przeżarty chorobą nieludzką, tyle że nie ujawniała się dokładnie w każdym fragmencie. Nie było niegodne żyć po prostu w komunizmie, tam, gdzie oznaczało to względnie normalne życie. Nie wszyscy mogą być bohaterami. Niska moralnie była akceptacja komunizmu. I takie przystosowanie, które zakładało lub pociągało za sobą wspieranie systemu. Maria Dąbrowska, chodząc na spotkania z Bierutem, wspierała system, żyjąc właściwie w dwójmyśleniu. Rewelują to ujawnione fragmenty dziennika. Na przykład te z kongresu zjednoczeniowego PPS i PPR, w grudniu 1948 roku, czy te po mianowaniu Rokossowskiego marszałkiem Polski. Nazajutrz, 8 października 1949 roku, przerażona tym faktem pisarka zjawia się w “Czytelniku” i rozmawia z Zofią Dembińską, która pyta: “Jakież są refleksje wczorajszej sensacji”. “No, – bąknęłam – myślę, że wielu ludzi nie spało tej nocy”. A ona rzecze: “jakież to wielkie szczęście mieć wodzem takiego bohatera, takiego zwycięzcę, taką sławę”. Ledwo powstrzymałam się od słów, co we mnie grzmiały. “Ta sława tym jest w Polsce sławna, że wespół z von dem Bachem (obaj Polacy z pochodzenia) zdecydowała o zniszczeniu Warszawy. Ale milczałam jak tchórz”.

Ileż więc racji miał Herling Grudziński i Herbert twierdząc, że to niekoniecznie z powodu iluzji zdobiono fasadę systemu. Nie ulega dziś żadnej wątpliwości, że zbrodniczość komunizmu i systemu sowieckiego, związane z nim ludobójstwo, określa się dziesiątkami milionów ofiar. Więcej to niż ludobójstwo hitlerowskie. Nie jest też prawdą, że zbrodnie systemu sowieckiego były dla wszystkich bardziej ukryte niż hitlerowskie. Oczywiście, uleganie omamom wiąże się z pewną stałą słabością natury ludzkiej. Zresztą ta „pomyłka w ocenie” miała konsekwencje moralne. Słusznie pisze Barbara Toporska: “wydaje się mało ważne, czy nauczyciel, który tę młodzież uczył w szkole zasad marksizmu leninizmu […] robił to szczerze czy nieszczerze. Ważne jest, co nauczał, co zostało przekazane nauczanym” (“Bolszewizm i klasa inteligencja”, w: “Droga Pani”).

W osobowości totalitarnej, jaką wytworzył komunizm i system sowiecki, należy brać pod uwagę nie tylko to, że część jego zwolenników wierzyła w ten system wiarą pewnych utopii. Należy też pytać, w obliczu jakiej rzeczywistości i jakich zbrodni ludzie akceptowali ten system? Jest to prawda o winie, którą ex post pragnie się z siebie zrzucić, gdy pozorne wartości okazują się ukrytym nihilizmem. Widzę to także w postawach przeżywającego swą tragedię narodu rosyjskiego. Wielu Rosjan stara się dzisiaj tę katastrofę wyrzucić “na zewnątrz” z narodowego losu, uczynić Rosję jej przedmiotem jedynie, a nigdy podmiotem sprawczym. Podobnie jednak jak Niemcy nie mogą wyrzucić ze swej historii nazizmu, tak nie będą mogli zrobić tego i Rosjanie w stosunku do komunizmu. Powiedział Karl Jaspers w stosunku do zbrodni nazizmu, że nie istnieje zbiorowa odpowiedzialność. “Naród jako całość nie istnieje… nie ginie heroicznie, nie staje się przestępcą”. Całkowicie się z tym zgadzam. Ale jeśli istnieje coś takiego, jak mimo wszystko poczucie wspólnoty (dusza narodu?), a sądzę, że istnieje, choćby je pojmować tylko historycznie i antropologicznie, to dusza rosyjska (podobnie jak niemiecka) będzie się jeszcze długo budzić w nocy z krzykiem w noc snów o wieku totalitaryzmu. Bo istniało: “tolerowanie reżimu”, “udzielanie reżimowi poparcia i współdziałanie z nim”, “bezczynność, kiedy dokonywano zbrodni” (Karl Jaspers, “Die Schuldfrage”, czyli: problem winy). Krzywd, które Rosjanie wyrządzili Polakom, jako ci, co stworzyli państwo czerwonego nazizmu, historia nigdy nie zapomni. Nie wyrządziły tych krzywd nowe pokolenia Rosjan, te jednak odpowiedzialne są za to, czy państwo rosyjskie weźmie na siebie odpowiedzialność i krzywdom tym zadośćuczyni.

Inteligent rosyjski, który popierał ferment rewolucyjnych idei, robotnik, wierzący w słuszność rewolucyjnego terroru, chłop, który w czasie rewolucji przyjął hasło “bierz zrabowane” (Lenin) – wszyscy oni przyczynili się do systemu stalinowskiego. Nie mówiąc już o zawodowych rewolucjonistach. Elity zostały tak dalece zdegradowane – także przez nieustanne czystki – że tamto społeczeństwo od pewnej chwili nie było zdolne do żadnego poważnego buntu (były jego elementy dopiero po ataku Hitlera). Decydował terror totalitarny. Przychylam się jednak do sądu tych autorów, którzy uważają, że przesłanki późniejszej katastrofy istniały w długiej historii Rosji, tylko krótki okres poprzedzający rewolucję był jakościowo inny. Każdy naród nosi ze sobą własną historię jak stygmat. Pod tym względem różnica między społeczeństwem polskim a rosyjskim na tym właśnie polega, że społeczeństwo rosyjskie nie uległo komunizmowi pod presją bagnetów jakiegoś obcego mocarstwa. Rosja została zniewolona od wewnątrz samozniewoleniem. W rzecz taką trudno zniewolonym uwierzyć, stąd owe gesty “wyrzucanie winy na zewnątrz”.

Rewolucja i to wszystko, co stało się po rewolucji, było jednak związane z ustrojem dawnego caratu, mocarstwowego państwa knuta (najlepiej chyba znali je Polacy), z zacofaniem cywilizacyjnym dawnej Rosji j jej kulturowym statusem noszącym cechy bizantynizmu, z cerkwią prawosławną funkcjonującą w systemie władzy. Ale rzecz charakterystyczna: Rosja była dumna ze swojej odrębności, choć jednocześnie jakby chciała się jej pozbyć. Często poprzez odruchy imitacji. Tak jak Piotr Wielki chciał cywilizować Rosję każąc ścinać brody, tak późniejsza Rosja chcąc wyzwolić się z odczuwanego zacofania, uległa zachodnim modom i chorobom. Jedną z nich była choroba rewolucji. Naród rosyjski zdawał się jej ulegać czasem poprzez dążenie, które nazwałbym – dążeniem do świętości. Zestawiona ze świętością – rzeczywistość jest zawsze skrajnie zła. Inteligent, rewolucjonista rosyjski, połączy to dążenie i tę ocenę z poczuciem winy wobec ludu. Dzieje ideologii wielkich prozaików rosyjskich – od Dostojewskiego do Tołstoja – wyrażają także te problemy. Symboliści i futuryści rosyjscy początku naszego wieku głoszą już hasła całkowitego zniszczenia “starego świata”. Chrystus idący na czele rewolucyjnego motłochu w poemacie Błoka “Dwunastu” i on sam, realny Błok grzejący się w Piotrogradzie przy ognisku i umierający z głodu – to tego zjawiska wymowny i końcowy, poruszający symbol.

Dlaczego jednak analizując polską “hańbę domową” mówię o Rosji? Bo uważam, że nie napisano jeszcze nic głębszego na temat rosyjskości Polski, właśnie w epoce powojennej Polski stalinowskiej. To Rosja przecież, militarnie i ideologicznie, narzuciła komunizm Polsce. Okres po ostatniej wojnie stanowił szczyt przejęcia się przez pewne grupy i elity, oczywiście nie cały naród – ideą rosyjską! I stało się to w chwili, gdy ta idea rosyjska znajdowała się właśnie na sowieckim dnie. A językiem jej była nowomowa. Nie można bowiem okresu sowieckiego nie zaliczać do historii Rosji, jak chcą ci, którzy zapatrzeni są tylko w uprzednie osiągnięcia kultury rosyjskiej z okresu Rosji carskiej, czy twórczość rosyjskich dysydentów. Hańba domowa też należy do historii Polski.

Podważono w Polsce po drugiej wojnie całą tradycję nieufnego spojrzenia na Rosję i wystrzegania się zbytniej kulturowej zażyłości (ocena tego dystansu związanego z zaborami jest osobną sprawą). Zaczęto zresztą rezygnować z tej nieufności dużo wcześniej, wraz z przejmowaniem emanujących z Rosji idei rewolucyjnych, a w niepodległym państwie polskim dwudziestolecia międzywojennego – podnoszenie zalet ówczesnej Rosji (pokonanej w 1920 roku), zgoła nierozsądne, nie wszystkim wydawało się już niebezpieczne. Rewolucjonizm bywał atrakcyjny dla liberalnej inteligencji. Na obszar państwa polskiego spłynęło także wielu ludzi, w Rosji przed rewolucją mieszkających i przez kulturę rosyjską ukształtowanych. Bywał to wzór kultury wysokiej, niezależnie od tego, że carat był “więzieniem narodów”. A rewolucja oglądana z daleka, czy zawsze była tym samym, co z bliska?

Jak wcześniej w Polsce panicznie strzeżono się kultury rosyjskiej uświadomiłem sobie między innymi podczas paryskiego wykładu prof. Z. Stiebera, dla studentów mojej sekcji na Sorbonie. Mówił on, między innymi, ze Polacy w XIX wieku tępili pewne wyrażenia, uważane za rusycyzmy. Tymczasem okazało się, po zbadaniu, że istniały one w polszczyźnie w tak wczesnym okresie, kiedy jeszcze nie było wzajemnych kontaktów, i że wobec tego były to polonizmy w języku rosyjskim!

Poczucie zagrożenia Rosją wyrażało się często przez poczucie wyższości. To ostatnie rzadko odpowiada rzeczywistości, a zawsze jest niebezpieczne. Ale rodzi się z upokorzenia kultury, którego nie można lekceważyć. Jako profesor paryskiej Sorbony odczuwałem tę dysproporcję zainteresowania polską kultura w obliczu kultury rosyjskiej. Na świecie znaczenie danej kultury odpowiada często statusowi politycznemu danego państwa. Najwyraźniej odczułem to, kiedy jeden z kolegów na slawistyce, profesor rusycysta, zdziwił się, kiedy przypadkiem dowiedział się ode mnie, że w Polsce istniała kultura i literatura renesansowego humanizmu. I to na europejskim poziomie. A zdziwił się dlatego, bo kiedy w Polsce istniał wielki europejski humanizm i literatura renesansowa, w Rosji nie było właściwie nic, prócz zaśpiewu dawnych bylin. Wysoka literatura rosyjska jeszcze nie istniała. To jak mogła istnieć w Polsce?…

Polska chroniła się przed Rosją w wieku XVII i XVIII uciekając w barok, w jego koncept i żart, następnie w europejski klasycyzm. W wieku XIX chroniła się w “łudzenie despoty” lub krytykowanie go. Przede wszystkim poprzez romantyzm polski, jeden z najwybitniejszych romantyzmów w europejskiej kulturze. I oto w wieku XX, w ‘drugiej jego połowie, ten kraj znów znajdzie się pod rosyjskim zaborem. I to w chwili, gdy wydobywając się już z carskiego więzienia narodów dusza rosyjska uwierzyła w czerwone widmo rewolucji, i zamieniła carskie więzienie na stalinowskie.

W Polsce zbiegnie się to z inną, wcześniejsza tendencją. Związaną pewnie z niestabilnością społeczną kraju, zacofaniem społecznym, dążeniem emancypacyjnym “klas niższych”. Pojawiały się wtedy, pragnienia, ciągoty, ucieczki w młodszość kulturową, jak to prowokował Gombrowicz, w chama, w parobka. We wcześniejszej wizji Wyspiańskiego miała to być chłopska “dziewka bosa”. Czasem były to tylko ostrzeżenia, jak w “Przedwiośniu” Żeromskiego, który ukazywał rewolucję rosyjską i tłum robotniczy prący w Warszawie pod Belweder. Nie wspominam tu o hasłach walki politycznej partii lewicowych.

Ale historia sprawiła po drugiej wojnie, że oczekiwany przez niektórych, nadchodzący sprawiedliwy lud – przemienił się w rosyjskiego bojca, z pepeszą w ręce, w enkawudzistę, przykładającym pistolet do polskiej głowy. Dlaczego polscy intelektualiście nie chcieli tego widzieć? Czy dlatego, że Rosja udawała, że śpiewa pieśń przyszłości świata? A więc, że Polska wreszcie, w mniemaniu tych intelektualistów, będzie mogła zrobić gest młodego odnowiciela przeciwstawiającego się staremu Zachodowi? Ale jak powiedział słusznie André Malraux (w posłowiu do “Zdobywców”), Rosja nie śpiewała już Międzynarodówki – wzdłuż całego niezmierzonego kontynentu słychać było nocne pohukiwanie pieśni łagierników. Nie brak było w tym chórze zwielokrotnionego do setek i setek tysięcy polskiego głosu. A polscy intelektualiści ulegli także dlatego, że lepiej jest nie widzieć tak strasznej prawdy.

I tym błędem fatalnym, nawiązania do sowieckiego dna rosyjskiej kultury i do rosyjskiego nihilizmu, na długo odcięliśmy sobie możliwość świadomie wybierającego kontaktu z głęboką kulturą rosyjską. Zastąpił ją dla wielu z nas, tańczony radośnie na narodowym grobie rosyjski taniec. Skoczna, rewolucyjna czastuszka “Wyhodiła na bierieg Katiusza” tłumiła echa z katyńskiego lasu.

Nie miałem na celu poruszanie także rosyjskiego problemu, gdy zaczynałem pracę nad “Hańbą domową”, ale temat narzucił mi się. Po wojnie humanitarna hipokryzja ideologii komunistycznej przyszła do nas przede wszystkim z Rosji. Gdyż i polscy intelektualiści ulegli rosyjskiej “drodze do świętości”. Oczywiście, chcieli mimo wszystko zrobić to bardziej na modłę zachodnią, oczywiście, szybko nastąpił odrzut, gdyż kultura polska posiadała odpowiednie antidotum. Ale nie zwalnia to polskiej historii od odpowiedzialności moralnej, tak jak nie zwalnia historii rosyjskiej. Na początku tamtej ich drogi jest ścinanie bród (i głów), w środku terroryzm nieczajewszczyzny i Narodnoj Woli, rewolucjonistów rosyjskich. Potem następują rewolucje rosyjskie, w tym jedna udana, następnie marzenie o światowym imperium. Za cenę milionów ofiar eksploatuje się prymitywnymi technikami złoża naturalne lub buduje niepotrzebne kanały i absurdalne koleje za polarnym kołem. Na końcu tej przerastającej system eksploracji technicznej jest: Czernobyl.

Ale nie ma prawie choroby rosyjskiej, która by nie miała korzeni w zachodniej Europie. Z tym, że demokracja zachodnia oswajała te idee i jako możliwe, i jako niepotrzebne, zaś Rosja z bizantyńskim uporem wcielała je w życie. I był moment w historii świata, gdy wielu wyczekiwało, że Rosja narzuci własną i przerobioną przez siebie cywilizację światu. Świat zachodni zdawał się kochać ten bizantynizm i prymitywną siłę rewolucji, która była jego własnym, przeszłym i przyszłym mitem, i tę wizję rosyjską – wizję świętości. Zwłaszcza gdy rosyjski potwór pomógł obalić inną, skrajnie lewicową zmorę XX wieku – hitleryzm. Ale oto wszystko nagle runęło, gdyż inaczej być nie mogło. Jednak i Rosja posowiecka przechowuje często tamtą sowiecką świadomość: “my Rosjanie naprawdę nie mamy za co przepraszać i wiecznie pokutować” (S. Kortunow: Rosja nie ma za co przepraszać, “Niezawisimaja Gazieta”, 1996).

Pokusa poddania się nihilizmowi rewolucji rosyjskiej… Nie można ominąć faktu, że ci, którzy u nas tej pokusie ulegli, zlekceważyli ostrzeżenia, wysuwane także przez kulturę rosyjską, jej dyskusje metafizyczne. Jedna z nich była udziałem Wasilija Rozanowa, filozofa cenionego przez Józefa Czapskiego. Rozanow zmarł tragicznie, bo z głodu, podczas wielkiej rewolucji. W szkicach, pisanych w latach 1917-1918, Apokalipsa naszego czasu, przewidywał z proroczą przenikliwością:

“Niebo! dajcie nam niebo! A ono jest tam, gdzie jest się niewolnikiem. Gdzie niewolnicy są szczęśliwsi niż ich panowie…”

Mowa oczywiście, ironicznie, o wyobrażeniach. Zresztą na temat rzeczywistości Rozanow nie miał złudzeń. Nie mogę bez głębszego poruszenia czytać jego stroniczki, z tego samego cyklu Apokalipsy, zatytułowanej “La divina commedia”

“Z chrzęstem i zgrzytem opadła żelazna kurtyna na Historię Rosji.
– Koniec przedstawienia.
Publiczność wstaje.
– Pora włożyć pelisy i wrócić do domu.
Odwracamy się.
Nie ma pelis i domu już nie ma” (4).

*

Wiek totalitaryzmów, “hańby domowej”, skończył się lub dobiega już wszędzie końca. Ale czy znamy pełną odpowiedź na związane z nim pytania? Wszystko to jest Historią w ruchu, która domaga się naszego udziału i pisze swój ciąg dalszy.

Historia zawsze ma związek z tym, co Zbigniew Herbert w rozmowie ze mną nazwał – nie bez szczypty ironii – niezgłębioną tajemnicą duszy ludzkiej. Istnieje także tajemnica społecznego oddziaływania totalitarnego komunizmu, który nazywam tu także czerwonym faszyzmem czy czerwonym totalitaryzmem, na myśli i zachowania mas w XX wieku, na zachowania intelektualistów. To jest bardzo przejmujący epizod w moralnej i myślowej historii ludzkości.

Nie wiemy, czy pamięć o tamtej “hańbie domowej” może nas chronić przed jakimś innym zniewoleniem., zapewne już nie komunistycznym. Gdyż postępy cywilizacji niekoniecznie się dodają i nie ma rzeczy zdobytych raz na zawsze. Można by powiedzieć, parafrazując Hannah Arendt, że rodzaj ludzki zawsze ma skłonność do popadnięcia w banalność zła.

Pisałem tę książkę omijając pokusę amnezji, wygodę zapomnienia. Przypomnienie, ostrzeżenie, a dla innych może już historia “starożytna”? To zależy, kto i jak będzie to czytał

– – –

(1) Tekst za: J. Trznadel: Hańba domowa. Warszawa 1995. Świat Książki.
Tekst przejrzano i wprowadzono nieznaczne poprawki.
(2) Sytuacja ta ma tendencję do utrzymywania się.
Dwaj znani historycy polemizowali ze mną na temat używania terminu “hańba domowa”
w audycji “Rewizja nadzwyczajna” jeszcze w 2003 roku.
(3) Na temat postawy Czesława Miłosza por. mój esej “Miłosz” – lewy profil” (“Arcana” 1999, nr 3).
Esej ten ukazał się także w mojej książce “Spojrzeć na Eurydykę” (Wydawnictwo “Arcana”)
(4) Cytaty z “Rozmowa: Vassilu Rozanov. La face sombre du Christ.
Traduit du russe par Nathalie Reznikoff. Préface de Joseph Czapski”, Paris, Gallimard, 1964.

Jacek Trznadel, 1990-1996

bu_kul_prezentacja_wyd_testBernard Nowak opowiada o początkach Wydawnictwa TEST, prezentując “Hańbę domową” Jacka Trznadla (spotkanie w Bibliotece Uniwersyteckiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, kwiecień 2006 r.)

Informacje dodatkowe

Rok wydania:

Autor

1 opinia dla Hańba domowa

  1. Darek

    Bardzo ciekawa książka pełna dokumentacja naszych czasów, czekam na kolejne wydanie tej książki!

Dodaj opinię

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

14 + sześć =