Lubelska winda
Tytuł: „Lubelska winda” / „Lubliner Lift” (antologia wierszy)
Praca zbiorowa
Verlag Die Scheune, Dresden
Wydawnictwo Test, Lublin 1999
ss. 106, ISBN PL 83-7038-161-8
DE 3-931684-27-X
Opis
Tytuł: „Lubelska winda” / „Lubliner Lift” (antologia wierszy)
Praca zbiorowa
Verlag Die Scheune, Dresden
Wydawnictwo Test, Lublin 1999
ss. 106, ISBN PL 83-7038-161-8
DE 3-931684-27-X
Deutsch-polnische Antologie – Niemiecko-polska antologia
Herausgegeben von / Wydawca: Dieter Kalka
Red.: Norbert Weiss, Jakub Malukow Danecki
Umschlagfoto/zdjęcie na okładce: Edith Tar
Publikacja zawiera polskie i niemieckie utwory literackie w oryginale oraz ich tłumaczenia. To książka dwujęzyczna, której wydawcą był niemiecki poeta, Dieter Kalka.
Prawa autorskie pozostają własnością autorów. Die Rechten sind bei den Autoren.
Niemiecko-polska antologia składa się z trzech segmentów. Sami poeci zadbali o przekłady z niemieckiego na polski i z polskiego na niemiecki. Pomagali germaniści i poloniści z obu obszarów językowych. Nieistotne czy przekłady są wierne, czy też odchodzą od oryginału. Ujawnia się w tych tekstach jedno – wspólnota doświadczeń historycznych poetów należących do dwu różnych narodów, którzy żyli w narzuconym siłą systemie politycznym. | ||||
Pomysł wydania takiego tomiku zrodził się we wrześniu 1994 r. podczas wycieczki grupy saksońskich pisarzy do Polski. „Wycieczka do sąsiedniej Polski – zwierza się Dieter Kalka w przedmowie do 'Lubliner Lift’ – była więcej niż przygodą. Stała się podróżą do innego języka i to spotkanie pociągnęło za sobą następne. Zostaliśmy zaproszeni do redakcji czasopisma literackiego 'Akcent’, a tam przy stole, na którym stało coś więcej procentowego niż byliśmy przyzwyczajeni, siedzieli lubelscy poeci. Trąciliśmy się kieliszkami i Erich Loest, wtedy przewodniczący Związku Pisarzy, mówił o trudnościach hamujących tłumaczenia na niemiecki i na polski, i powiedział wtedy, po trzeciej (albo trzynastej) rundzie wódki: – „Podaruję wam niemiecką część naszej antologii 'Po burzach’. Ale przetłumaczyć musicie to sami„. Sami poeci zadbali o przekłady z niemieckiego na polski i z polskiego na niemiecki. Utworzono pary niemiecko-polskie, które tłumaczyły teksty. Pomagali poloniści i germaniści z obu obszarów językowych. Nieistotne, czy przekłady są wierne czy też odchodzą od oryginału. Ujawnia się w tych tekstach jedno – wspólnota doświadczeń historycznych poetów należących do dwu różnych narodów, którzy żyli w narzuconym siłą systemie politycznym. „jesteśmy / małymi głodnymi ptakami na / krwawiącym makami polu historii / z butelką najprzedniejszego spirytusu / za pazuchą” (Undine Materni „Zarys”, tł. Urszula Gierszon). „Moi przyjaciele – czytamy w wierszu „Po-widok” Norberta Weissa – mieli po dziewiętnaście lat może / Nieco więcej bardzo oczytani Znali / Ernesta Fischera i Blocha I nawet wyrwani ze snu / Potrafili odróżnić Ionesco od Becketta Co / Podziwiałem bez zazdrości Skrycie snuli się / Nocami po mieście Naklejali / Legalne hasła na cierpliwe szkło latarni / Lub pisali w Espresso Jeszcze po dwunastej / Było otwarte Swoje ponure ballady o czarnych / Ptakach nad Sajgonem…„. | ||||
Tygodnik Powszechny, 27.08.1999 r. |
[tekst z IV strony okładki:]
Zwischen Polen und Deutschen stehen nicht nur Kriegsgreuel, sondern darlei Scheusslichkeiten der minderen Art.
Heute aber erscheinen Anthologien wie diese, fahren Leipziger nach Lublin und Posener nach Stuttgart, wird ein Schiffchen angeheuert zur Dichterfahrt die Oder hinauf; links udn rechts gehen Meisterinnen und Meister, Lehlinge und Leeerlinge bisweilen auch, an Land und schlagen die Leier. Wenn minister damit befasst sein sollten, dann als Vermittler von Geld, von dem sie naturlich nie genug berappen.
Unten diese Gedanken, die in erleichterter Froehlichkeit enden, begrusse ich diese Anthologie.
Polaków i Niemców dzielą nie tylko okropności wojny, lecz również różnego rodzaju małostkowe podłości.
Ale dzisiaj ukazuje się antologia jak ta; ci z Lipska jeżdżą do Lublina, a Poznaniacy do Stuttgartu. Zorganizowano stateczek wożący poetów w górę Odry; na prawą i na lewą stronę schodzą na ląd mistrzynie i mistrzowie, uczniowie i niekiedy też pustogłowie, i uderzają w struny liry. Jeżeli trzeba zainteresować tym ministrów, to jako dostawców pieniędzy, których naturalnie nigdy wystarczająco nie wybulą.
Tymi przemyśleniami, które kończą się odprężąjącą radością, witam tę antologię.
Erich Loest
Informacje dodatkowe
Rok wydania: |
---|
Opinie
Na razie nie ma opinii o produkcie.