Uwagi – Józef Baka ebook
15.00zł
Tytuł: „Uwagi”– ebook pdf
Autor: Józef Baka
ss. 148, ISBN 83-7038-177-4
Wydawnictwo Test, Lublin 2000
Nakład wyczerpany
Opis
Tytuł: „Uwagi” – ebook pdf Autor: Józef Baka ss. 148, ISBN 83-7038-177-4 Wydawnictwo Test, Lublin 2000 Nakład wyczerpany Wymiar: 15cm x 21cm, format A5, Okładka: miękka z obwolutą Opracowanie, komentarz i posłowie: Antoni Czyż, Aleksander NawareckiGwasze: Jan Lebenstein (ze zbiorów prywatnych) Publikacja dedykowana pamięci Jana Lebensteina |
Nota biograficzna:
Józef Baka urodził się 18 marca 1707 (według niektórych źródeł w roku 1706) w zamożnej rodzinie szlacheckiej, z dawien dawna osiadłej na Litwie. Pieczętował się herbem Massalski. Był dziedzicem dóbr Sliżyn i Januszkiewicze. Mało wiadomo o jego życiu. W 1723 r. wstąpił do zakonu jezuitów, studiował w Akademii Wileńskiej, w 1735 został w Wilnie księdzem, a 15 sierpnia 1740 uczynił profesję czterech ślubów. Wykładał w szkołach jezuickich, a także – jak to wykazał niedawno ks. Ludwik Piechnik SJ – retorykę (profesor w roku akademickim 1738/1739) w Akademii Wileńskiej. W roku kasaty zakonu (1773) Uniwersytet Wileński nadał mu tytuł doktora teologii.
Przeszło dwadzieścia lat był misjonarzem pośród wiejskiego ludu Litwy i Białorusi. Pracował misyjnie w różnych miejscach. Jego drugą misję, na ziemi dyneburskiej, w Krasławiu i Indrycy nad Dźwiną, gdzie był zapewne od roku 1736, uposażyła rodzina Platerów – w tym Jan Ludwik, któremu poświęcił Baka swój debiut pisarski: był to wydany w tymże roku, po łacinie, panegiryk prozą „Comitia honorum Ioannis Ludovici Plater”. Spieniężywszy dobra dziedziczne, stworzył w 1739 r. własną placówkę, misję w miasteczku Błoń (w powiecie ihumeńskim, nad rzeką Citewką). Zwano ją Missio Bakana. W latach 1741-1757 Baka był jej superiorem. Bywał wtedy jako misjonarz w Iliczach blisko Mińska białoruskiego (gdzie zapamiętała go sędzina Szemeszowa, co relacjonuje w pamiętnikach Ewa Felińska).
Osiadł potem w Wilnie, w domu profesów przy kościele jezuickim św. Kazimierza. Był kaznodzieją Bractwa Dobrej Śmierci przy tymże kościele. W roku 1766, gdy wydał „Uwagi”, był prefektem kaplicy Bożego Ciała przy wileńskim kościele akademickim św. Jana. Słynął jako orator.
Zmarł nagle 2 czerwca 1780 r. w Warszawie, dokąd przybył na krótko z Litwy. Pochowany został w podziemiach kościoła jezuitów na warszawskim Starym Mieście.
Posłowie:
Te wiersze mogą dziwić: zawsze dziwiły i, jak nam się zdaje, nigdy dziwić nie przestaną. Jednakże ich narodziny były dosyć skromne.
Prowincjonalny zakonnik, ksiądz Józef Baka, opublikował w roku 1766 w Wilnie zbiór swoich pobożnych medytacji, modlitw i energicznie rymowanych przestróg przed śmiercią. Rzecz skierowana była do „wszystkich stanów”, w tym do ludu, wśród którego nasz jezuita – wzorem gorliwego Jana Regisa – prowadził pracę misyjną. Niewielka książeczka ukazała się anonimowo, zaś ustalenie jej tytułu sprawia do dziś trudności. Całość składa się z dwóch części, jakby współwydanych tomików, znanych jako „Uwagi rzeczy ostatecznych i złości grzechowej” oraz „Uwagi śmierci niechybnej”. Każda z nich miała też innego fundatora. Podwójność tytułów i źródeł finansowania może sugerować jakieś wydawnicze perturbacje, bodaj pierwsze w długim łańcuchu kontrowersji.
Prawdziwa awantura o Bakę zaczęła się później, kiedy egzemplarz „Uwag” za pośrednictwem Rajmunda Korsaka trafił do Grodna, w ręce Stanisława Augusta Poniatowskiego. Król rezydował tam po abdykacji. Pamiątka z czasów saskich wywołała karnawałową wesołość pośród posępnych dworzan zdetronizowanego monarchy. Tu też narodził się pomysł humorystycznej publikacji. Korsak zrealizował go w roku 1807, wydając jedynie drugą część tomu pod zniekształconym tytułem („Uwagi o śmierci niechybnej”) i z nazwiskiem autora na okładce. Dla wzmocnienia komicznego efektu zmienił układ wersyfikacyjny wierszy.
Odtąd jest Baka stale obecny w dziejach literatury polskiej i jej historycznoliterackich opracowaniach. Badacze z niesłabnącym oburzeniem ganili jego artystyczną i intelektualną indolencję. Gorszyli się „brakiem smaku”, „grafomanią” i „zdziczeniem”. Na początku XX wieku Ignacy Chrzanowski stwierdził pryncypialnie: „wiersze fra Baka oznaczają głupie wiersze, i słusznie”, natomiast solidny autor „Bibliografii polskiej” Karol Estreicher, zwątpił wręcz w ich realne istnienie, podejrzewając tu mistyfikację:
„Baka nie znany w oryginale plącze się nie wiedzieć czemu po historiach literatury naszej, bo ani osnową wierszy nie zasługuje na to, ani autentyczność wierszy nie dowiedziona”.
Ale ton zdziwienia pobrzmiewał także w elitarnym gronie entuzjastów jezuickiego wierszopisa. Proces obrony rozpoczął w roku 1836 Józef Ignacy Kraszewski:
„Śmiejcie się ze mnie, a ja wam powiem, że ks. Baka jest jednym z ludzi, których nie umiano ocenić. Nasz wiek szyderski widział w nim tylko kolące w oczy formy, nie poznał się na myślach dlatego, że je śmieszny strój okrywał, i zrobił z naszego narodowego Younga, pełnego fantazji i humoru, straszydło na kleci-wierszów”.
Wtórował mu Henryk Rzewuski, zaintrygowany czytelniczym powodzeniem oficjalnie wzgardzonego autora:
„Publiczność polska nic umiała poznać się na jednym wielkim swoim poecie, na Bace, który został ogłoszony za godło głupstwa przez piśmidlarzy niegodnych za nim tekę nosić. Zapewne, że wszyscy powtarzają to zdanie; jednak publiczność rozkupiła kilka wydań jego poezyj”. Sto lat później nad tą pomyłką w wartościowaniu ubolewała w „Szkicowniku poetyckim” Maria Pawlikowska-Jasnorzewska:
„Ulubiony mój poeto, księże Bako, jakżeś mało znany! Ograniczono cię do utrwalonego w pamięci narodu rubasznego żartu: „Śmierć babula, jak cybula łzy wyciska, gdy przyciska”. A to tak mało! Biedny ksiądz!
Ulubieniec Pawlikowskiej był rzeczywiście mało znany. Bieda tkwiła nie tylko w powierzchowności, ale także w jednostronności lektury. Wszak w obiegu krążyły jedynie Bakańskie wiersze o śmierci, nikt natomiast nie miał pojęcia o istnieniu pierwszej części tomu, gromadzącej stateczniejsze, choć bardziej konwencjonalne, liryki religijne. Sytuacja zmieniła się w roku 1936, kiedy Stanisław Estreicher trafił na pierwodruk „Uwag”. Odkrywca zdumiał się znaleziskiem. Nowy wizerunek Baki – poważnego poety religijnego – okazał się bowiem sensacją.
Wrażenie pogłębiła w 1948 roku znakomita książka Wacława Borowego „O poezji polskiej w wieku XVIII”. Zamieszczone tam, bodaj pierwsze, wnikliwe studium „Uwag” wywołało rezonans poza kręgiem naukowych dociekań. Zanotował w swym Dzienniku Jan Lechoń:
„Borowy zrobił rewolucję w naszych sądach o poezji […] Trafiłem na wiersze religijne Baki, prawdziwą, solidną, bogatą i pełną ślicznych floresów poezję. Jak to mogło być, że był on przez dwa wieki pośmiewiskiem i prawie przysłowiem, wyszydzającym grafomanię”.
Zaskoczony był już wcześniej Józef Czechowicz, podziwiając spryt jezuickiego pisarza, który w zależności od potrzeb potrafił pisać serio lub wyprawiać groteskowe swawole. Jerzemu Szaniawskiemu postać dwoistego zakonnika nasunęła nawet pomysł na jednoaktową sztukę. Bakowska „rewolucja” nabrała tempa wraz ze zmianami w poezji polskiej po roku 1956. I nie utraciła tego impetu po kolejnych dwudziestu latach, czemu zaświadczył Stanisław Barańczak:
„Nawet Wacław Borowy, który saskiego rymopisa na nowo w wieku XX odkrył i docenił, zdumiałby się, gdyby mógł zobaczyć, jak żywym źródłem inspiracji staje się dziś Baka dla niejednego spośród wybitnych poetów współczesnych. Wystarczy wymienić dwa nazwiska: Jarosław Marek Rymkiewicz i Jerzy Harasymowicz-Broniuszyc”.
Ta lista nazwisk powinna być rozszerzona, bo natchnienie z „Uwag” czerpali także: Stanisław Grochowiak, Miron Białoszewski, Jerzy Ficowski, ksiądz Jan Twardowski, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki i kilkunastu mniej znanych poetów, zaś piękne eseje poświęcili mu Aleksander Wat i Andrzej Kuśniewicz.
Dziś proces rehabilitacji Baki jest już faktem dokonanym. Jego twórczość budzi spore zainteresowanie i – co ciekawe – nieomal powszechną sympatię. Uwagi są recytowane w radiu i na scenie, śpiewane, ilustrowane muzyką (Jerzego Chruścińskiego, Lidii Zielińskiej) i obrazami wybitnych artystów (Tadeusza Brzozowskiego i autora przedstawianych tu gwaszy, Jana Lebensteina). Od połowy lat dziewięćdziesiątych Nagroda Poetycka im. ks. Józefa Baki służy promocji obiecujących poetów. Nazwisko jezuity pojawia się także w prasie popularnej, w literackich zabawach, konkursach i krzyżówkach! Zatem niewątpliwie „trafił pod strzechy”, a równocześnie doczekał się wielu naukowych rozpraw.
Takie przewartościowanie może zatem kojarzyć się czasem ze spóźnioną „karierą” Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego, Cypriana Norwida czy Witkacego, jednakże byłyby to analogie ryzykowne. Upadła, co prawda, teza o Bakańskiej grafomanii, jednak ocena tej poezja nadal wydaje się trudna lub niemożliwa. Ci. którzy weszli na grunt aksjologii, sięgają po paradoksy: Czesław Hernas posługuje się dwuznacznym określeniem „epigoński mistrz”, Maria Janion mówi o twórczości „dzikiej” lub „pierwotnej”, a więc usytuowanej poza kulturowym kanonem. Jeden z entuzjastów „Uwag” przewrotnie nazwał je „poezją kiczu”: wewnętrznie sprzeczne sądy próbował też formułować Aleksander Wat:
„Ten nauczyciel retoryki, zatem znawca poetyk, choć prawdziwego (czy tak zwanego) talentu nie miał, jest prekursorem literatury i filozofii najbardziej dzisiejszej z dzisiejszych”.
My także skłonni jesteśmy widzieć w „Uwagach” dokonanie skrajnie osobliwe, niepojęte i bulwersujące. A skoro jest ono skandalem, to „nie mieści się w głowie” i wymyka normom. Nie wiemy jak je czytać „prawidłowo” ani nawet „poprawnie”. Wiemy natomiast, jak sobie z tym radziło kilka pokoleń naszych poprzedników. I z tych fascynujących, często sprzecznych świadectw odbioru, budujemy swoisty „instruktaż” lektury. Ale nie będą to rady, lecz raczej bezradne pytania: co ostatecznie uczynić z Baką?
Śmiać się?
Wszystko zaczęło się od śmiechu, który najpierw wybuchnął w stanisławowskim salonie, aby potem zabrzmieć na łamach wileńskich „Wiadomości Brukowych” i stamtąd trafić na filomackie biesiady. Chichotali nad „Uwagami” stołeczni klasycy, gromko rechotała młodzież cyganerii warszawskiej. Bawił też Baka emigrantów. W epoce Młodej Polski zawędrował do krakowskich kabaretów. Reguły zabawy zaraz na początku XIX wieku ustanowili wileńscy żartownisie. Uczyli się „Uwag” na pamięć, recytowali je w niestosownych okolicznościach, wykorzystywali w polemikach, wplatali do prywatnej korespondencji. Wymyślali Bace fikcyjne życiorysy, anegdoty i apokryficzne utwory, rysowali karykatury (Bogumił Gottlob, Antoni Zaleski). Korsakowa edycja „Uwag”, zredagowany przez Syrokomlę „Baka odrodzony” (Wilno 1855) stały się wzorem nowoczesnych wydawnictw satyrycznych i zaliczają się do najciekawszych druków humorystycznych w dziejach polskiej książki. Ale w każdym z tych przypadków dominował żywioł parodii. Gra ze stylem Baki cieszyła Mickiewicza, Słowackiego, Lenartowicza, Konopnicką, Faleńskiego i, oczywiście, legion satyryków: od Naruszewicza, przez Lemańskiego, po Hemara i Ludwika Jerzego Kerna.
Skąd brała się ta wesołość? Pierwsze wyjaśnienie zaproponował już w roku 1814 Feliks Bentkowski:
„Pobożny autor ks. Baka, pisząc swe wiersze dla zbudowania nie myślał, żeby służyć miały do wzniecenia pustego śmiechu; ale w istocie, z skruszonym sercem wziąwszy te wiersze do rąk, dość często śmiać się trzeba, tak śmiesznych bowiem i trywialnych używa obrotów i wyrazów”.
Ale czy rzeczywiście komizm tych wierszyków był zupełnie niezamierzony? Jak uwierzyć w poważne intencje autora, który czcigodnemu starcowi każe: „Bryknąć, bo go kaszel dusi”, „Panienki” zaprasza „w trunieńki”, zaś bogaczy odsyła do „szczurów spod murów”? Czy rymowanie „miny” i „więdliny”, „Grzesznika” i „indyka” uznać należy jedynie za potknięcia poety dbałego o surową dykcję? Tę dwuznaczność wyczuł biskup Ludwik Łętowski, dopisując na marginesie jowialne komentarze – „Baka osioł”, „Baka kaka”, „Baka sraka”.
Błędem pryncypialnych prześmiewców było ignorowanie przynależności „Uwag” do późnobarokowej poezji jezuickiej, do nurtu, który zwykle posiłkował się groteską. Poeta w pośredni sposób nawiązywał do gatunkowej poetyki szyderczych tańców śmierci, dosadność czerpał z folkloru, absurdalny humor – z literatury sowizdrzalskiej; wykorzystywał też popularne pieśni pijackie. Tak oto, poprzez macierzysty kontekst, sięgnął ukrytych pokładów spuścizny „średniowiecznej kultury śmiechu”. Znakami opisanej przez Michaiła Bachtina „karnawalizacji” są liczne obrazy „cielesnego dołu”, deformacja postaci, epatowanie obrzydliwością, a niekiedy nawet wulgarność.
Nie brakuje też w „Uwagach” opisów bójek, szturchańców i awantur; moralne pouczenia brzmią często jak okrzyki przekupniów, szydercze przedrzeźnienia czy przekleństwa. Bakowska rzeczywistość to świat „na opak”; wierzchowiec dosiada jeźdźca, konsument staje się potrawą, uczta zmienia się w pogrzeb – i na odwrót. Baka ogromnie jest wrażliwy na wszelkie zjawiska ludyczne. Świetnie orientuje się w modzie kobiecej i kostiumie rycerskim. Przywołuje sceny polowań, biesiad i libacji, wylicza tańce i instrumenty. Szczególnie interesują go gry i zabawy. Znajdziemy tam zakłady i zagadki, szachy i gry karciane, igraszki z kłębkiem, bąkiem i bańkami mydlanymi, biegi do mety i ślepą babkę. Niektóre z nich – „kot”, „mufti”, „pliszki”, „ptaszki” są dziś mało znane, inne (te jak z obrazu Bruegla „Zabawy dziecięce”) uległy zapomnieniu. Przedstawieniu migotliwego obrazu świata towarzyszą gry językowe, paronomazje i kalambury; tok wiersza przypomina chwilami dziecięcą wyliczankę, w innych fragmentach zagarnia zwroty potoczne czy formuły gnomiczne. Są bowiem „Uwagi” skarbnicą prawie dwustu przysłów i porzekadeł, często swawolnie przerabianych. Wchodząc w rolę aforysty bynajmniej nie naśladuje Baka mądrego Salomona, lecz jego antagonistę, sprośnego Marchołta. Można więc nazwać „Uwagi śmierci niechybnej” tekstem „karnawałowym”, ale wypada dodać, że chodzi tu o „czarny karnawał”, pulsujący komizmem zniszczenia i groteskowej katastrofy.
Płakać?
Kto kpi z Baki, niechaj wspomni przestrogę Kraszewskiego:
„Trzeba być wielkim dzieckiem, żeby czytając „Uwagi” ks. Baki, zacząwszy od śmiechu, na nim skończyć, żeby nie uczuć choć słabego odbicia na sercu wielkiej myśli o śmierci. Jeszcze jeden rodzaj uczucia, który się rodzić powinien z czytania tych poezyj – pogarda świata i życia”.
Bo czyni poeta bardzo wiele, aby ukazać znikomość rzeczywistości ziemskiej. Porównuje ją do „nędznej” figi, słomianej sieczki, worka plew, skrzyni pełnej chorób i nieszczęść. Niedoskonały i nietrwały świat okazuje się zwodniczy i nieprzychylny. Żyjący tu człowiek jest skazany na cierpienie. Teza ta, przecież nienowa, tylekroć powtarzana przez autorów średniowiecznych i barokowych, w „Uwagach” ukazana została imponująco sugestywnie. Bakański bohater to wstrząsana paroksyzmem bólu i przerażenia marionetka, pokracznie podrygująca w upiornym rytmie danse macabre, wokół której srożą się gotowe szarpać, rozrywać i pożerać jej ciało straszliwe zęby, szpony i pazury. Z takim to rynsztunkiem czyha śmierć, wcielająca się w najrozmaitsze bestie. Przemienia się w krwiożerczego sępa, lwa lub psa z samego dna piekieł. Drapieżnikami okazują się niewinne na pozór stworzenia. Zbrodnicze instynkty ujawnia kolczasty jeż, pracowita pszczółka a nawet jedwabnik. W Bakowskim bestiarium, liczącym kilkadziesiąt gatunków, obok okrutników pojawiają się również zamęczane przez nie bezbronne ofiary, a także zwierzęta budzące jego obrzydzenie – szczury, myszy, węże, żaby i robaki. Wroga jest także flora, wrogie są żywioły. Nie tylko woda i ogień, ale – na dodatek – także błotnista i gnijąca w oparach morowego powietrza ziemia. Nie lepsza od natury bywa cywilizacja. Kły i zębiska powracają w pile i igle, szpony w miotle, maszyna do wytłaczania nasion przypomina miażdżącą szczękę. Narzędziami tortur są używane w pracach polowych i domowych sprzęty. Kuchenne ruszty przemieniają się w machinę do męczenia ludzi, katownią staje się komórka, piwnica, stodoła czy kurnik. „Bez chłosty dzień prosty / Nie minie” – ta sentencja wyznacza Bakański porządek wydarzeń. Bohater „Uwag śmierci” nie może bez bólu jeść, pić ani spać. A są jeszcze choroby febry, gorączki, niestrawności i wymioty, zaś na końcu czekają niewypowiedziane męki konania.
Nie lepiej wygląda świat pierwszej części „Uwag”, albowiem
„Człek póki żyje na świecie, prawdziwy
Bied jest i nędzy wszelkiej wizerunek”.
Pojawiają się rozbudowane obrazy sądu i piekła. Do cierpień fizycznych dochodzą duchowe. Trzeba walczyć z szatanem, upadać, wstydzić się grzechów i lękać kary. Na usta cisną się okrzyki przerażenia i dramatyczne apostrofy: „Jezus Maryja! co to się dzieje?”, „Boże, bądź miłościw!”. Zakończenie cytowanej „Uwagi nędzy ludzkiej” odbiera resztki złudzeń – „Ach! miałżeś po co na ten świat się rodzić”. Cóż zatem pozostało czytelnikom Baki?
„Płaczemy, jęczemy:
Zmiłuj się! zginiemy!”
Zwariować?
Zestawianie rzeczy śmiesznych i poważnych budzi zwykle wątpliwości. Ten, kto płacze i śmieje się na przemian, często wymaga opieki lekarskiej. Psychiatra wespół z wnikliwym psychologiem mogliby wiele powiedzieć o „Uwagach śmierci niechybnej”. Już monotematyzm, obsesyjność myśli o umieraniu, może wydać się patologicznym natręctwem. Niepokoi też nagromadzenie okrucieństwa. Użycie słowa „sadyzm” nie będzie chyba przesadą. Zauważa Czesław Miłosz:
„Przepowiednie skierowane do kobiet (opisuje szczegółowo, jak ich ciała będą rozkładać się w grobie) wyraźnie musiały sprawiać autorowi sadystyczną przyjemność”.
Do żeńskiego świata należy też figura śmierci, ale kobiecość kostuchy – zwanej dziwnie ciepło i rodzinnie „matulą”, „mamą”, „matką”, „macochą”, „ciotulą” i „babulą” – nabiera tu bez mała kazirodczego posmaku. Jeszcze bardziej perwersyjnie pobrzmiewają zwroty skierowane do młodzieży. Pieszczotliwe apostrofy i zdrobnienia – „migdaliku”, „Śliczny Jasiu, mowny szpasiu”, „Mój słowiku”, „Młodzieniaszku w adamaszku”, „Ej dziateczki! jak kwiateczki…” – stanowią przewrotne preludium do gwałtownej napaści. Czułość ma rozmiękczyć i obezwładnić ofiarę, wzmocnić szok i dolegliwość nieoczekiwanego ataku. Szczególną osobliwością „Uwag” jest Bakowska wersja kanibalizmu, ujawniona w scenach makabrycznych uczt, na których personifikowana śmierć oprawia, przyrządza na wiele sposobów i pożera ciała zamordowanych ludzi.
Przerażający i odrażający, a zarazem groteskowy ciąg zbrodni i gwałtów układa się w obraz z pogranicza chorobliwej wizji, majaku sennego i intensywnego marzenia na jawie. Specjalnym wyróżnikiem Bakańskiej imaginacji jest permanentne naruszanie tabu śmierci, któremu towarzyszy niepowtarzalna ekspresja językowa. Obsesyjność i monotonia rytmu, dzikość rymu i inwazja powtórzeń, zawsze łączące się z kalejdoskopowym przedstawieniem świata – to wszystko kojarzyć się może z poetyką transu czy nawet „zapisu automatycznego”. Oczywiście obydwa terminy są w tym wypadku całkowicie anachroniczne. Baka – poeta baroku – nie mógł stosować metody twórczej romantyków czy surrealistów, jednak pewne podobieństwa wydają się uderzające. „Bako! Krzyknąłem, romantyku prawy! Tyś stargnął pęta sensu i nudnych jedności” – pokpiwa Placyd Jankowski. Jednakże Kraszewski z powagą rozważał tę tezę. Co więcej, Bakowskim makabryzmem posiłkowali się mistrzowie romantycznej groteski: Słowacki w niezwykłym utworze „Poema Piasta Dantyszka”, Wincenty Pol w „Historii szewca Jana Kilińskiego”, Władysław Syrokomla w „Melodiach z domu obłąkanych”. A przecież są to utwory, w których brutalność łączy się z szaleństwem! Może zatem jest cząstka prawdy w ironicznym koncepcie Leona Borowskiego?
„O talencie Baki prawdziwie to powiedzieć można, że wyprowadził poezję ze szpitala wariatów, dokąd ją poprzednicy jego zaprowadzili, i przeniósł ją do swojej książki”.
Rozmyślać?
Na reputacji Baki ciąży więc opinia szaleńca czy „jurodiwego”, a jeszcze częściej i dotkliwiej kompromitują go więzi z wielekroć ośmieszaną kulturą czasów saskich. Wtedy bywa piętnowany za „ciemnotę”, „zabobon” i „fanatyzm religijny”, co wynika zazwyczaj z niezrozumienia kultury późnego baroku. Tymczasem biografia poety jest tyleż związana z epoką saską, co z czasami oświecenia, zaś rzeczywisty portret Baki zdaje się przeczyć wielu stereotypom. Autor „Uwag” nie był bowiem głupcem ani prostaczkiem. Posiadł gruntowną edukację zakonną, gwarantującą m.in. biegłą znajomość łaciny (sporo napisał w tym języku), podstaw greki, kulturę teologiczną i filozoficzną. W kolegiach jezuickich nauczał poetyki, a przez rok sprawował obowiązki profesora retoryki w Akademii Wileńskiej, z którą był związany przez długie lata. Adwersarze Baki nie mogli uwierzyć, iż „dzielił” katedrę uniwersytecką z Naruszewiczem i Bohomolcem. Dodać należy, że elita umysłowa Wilna wysoko ceniła jego zdolności kaznodziejskie, a przełożeni zakonu – sprawność duszpasterską i organizacyjną. Bakańska spuścizna literacka świadczy o dobrej znajomości Pisma Świętego oraz filozofii i teologii, zwłaszcza bliskiej Towarzystwu Jezusowemu, w tym subtelnej duchowości ignacjańskiej.
W pierwszej części „Uwag” nie znajdzie się, co prawda, popisów erudycyjnych, jednakże słychać tu niewątpliwie echa Tomasza z Kempis, Erazma z Rotterdamu, widać związki z nacechowanym silnym intelektualizmem nurtem poezji metafizycznej wczesnego baroku. Twórczość Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego i Sebastiana Grabowieckiego ceniona jest dziś za dramatyzm pytań i wątpliwości, otwartość i niezależność myślową. W „Uwagach” spotkać można te same, lecz służące czemu innemu, obrazy i słowa. Ksiądz Baka, w odróżnieniu od wczesnobarokowych poetów metafizycznych, ogranicza swobodę myślenia, niweluje wątpliwości, pytania zastępuje kategorycznymi sądami. Na dodatek robi to bez cienia subtelności. Mimo to Stanisław Barańczak mówi w jego przypadku o „prymitywnym z pewnością, ale ciekawym systemie metafizycznym”. Jednak przy innej okazji dodaje z przekąsem: „każdy naród ma takich poetów metafizycznych, na jakich go stać”. Bez wątpienia Baka to nie John Donne, George Herbert lub nasz Stanisław Herakliusz Lubomirski, ale trzeba pamiętać, że tworzył w odmiennych okolicznościach i w innym okresie. Upływ czasu i zgodne z duchowością potrydencką przemiany kultury baroku doprowadziły do pewnego skostnienia wczesnobarokowych tradycji, zwłaszcza w kulturze schyłku epoki. Świadectwem inwazji stereotypu okazują się nawet niektóre partie pierwszej części „Uwag”. I dopiero na tym tle widać celowość i skalę Bakowskiego buntu, obecnego w części drugiej tomu. Niszczycielskie gesty, które w „Uwagach śmierci niechybnej” wydają się przejawami ignorancji i barbarzyństwa, byłyby więc paradoksalnie znakami intelektualnego wysiłku, walki z paraliżującym bezwładem reguł; byłyby wręcz próbą odzyskania wewnętrznej, intelektualnej wolności. Dopiero w wieku XX, dzięki kontekstowi egzystencjalizmu, dostrzeżono te, ignorowane wcześniej, walory Bakowskiego światopoglądu:
„Ksiądz Baka przeskoczył ramy jezuickiego baroku” – pisał Aleksander Wat. – „Jeden z jego wierszy łacińskich zaczyna się od zdania: „Mundo ficus, ulcus, pus”. Ficus to chyba nie znaczyło nic innego, niż po prostu ordynarną figę, czyli szyderstwo i nonsens. Na co nam, Polakom, Sartre’y, Becketty, kiedy mamy ks. Bakę. Mówię to całkiem na serio”.
Modlić się?
Kto chce widzieć w Bace myśliciela, winien sięgnąć po jego poemat z tomu „Nabożeństwo codzienne chrześcijańskie”, opatrzony wymownym tytułem „Rozmyślanie o śmierci czyli Popielec”. Znajdziemy tam uczony wykład, w którym po kolei przedstawia klasyczne koncepcje śmierci – Seneki, Cycerona. Augustyna – aby w finale dać porażającą próbkę nabożnej prostomyślności:
„Tak jest: Wierzę zmartwychwstanie!
Już w wesołym jestem stanie.
Ani się z tego już smucę.
Że wkrótce w proch się obrócę.
Z prochu wzięty, w proch wrócony
I z prochu będę wskrzeszony!”
Dramatyczna kwestia kresu ziemskiej egzystencji i wiary w życie wieczne zostaje tu rozstrzygnięta na przestrzeni kilku wersów, bez chwili wahania, dziarsko, a nawet wesoło. Z wesołością nieomal dziecinną, wszak „Więcej mądrości posiada / Jedno dziecię chrześcijańskie / niż filozofy pogańskie”. Do augustyńskiego przesłania doda w „Uwagach” własną przestrogę: „Swym rozumkom nie ufajmy”. Bo nie chciał być mędrcem, aspirując raczej od roli Bożego szaleńca. Na pewno zaś był poetą religijnym. Poświadcza to zawartość „Nabożeństwa codziennego chrześcijańskiego” i „Wielkiego obrońcy upadłej przed Bogiem grzeszników sprawy”. Podjęte tam próby łączenia modlitewnika, podręcznika ascetycznego, hagiografii i katechizmu bezspornie zaliczyć należy w obręb popularnego piśmiennictwa religijnego. Związki z literaturą religijną przejawia również pierwsza część „Uwag”. Zamieszczone tam wiersze: „Suplika pokutującego” i „Tekst o Najświętszym Sakramencie” mogły nawet posłużyć podczas liturgii. „Uwaga poranna”, „Uwaga wieczorna” i „Tekst o miłości Bożej” zasługują na miano modlitwy poetyckiej; pozostałe mieszczą się w formule pobożnego rozmyślania i medytacji. Także prozatorskie fragmenty tego tomu to teksty o sakralnej proweniencji. W tej części „Uwag” Stanisław Estreicher dopatrzył się śladów inspiracji hiszpańską literaturą mistyczną XVI wieku. Co jednak myśleć o jakże odmiennej części drugiej?
Poeta, który tak często przywołuje święte imiona i chętnie opowiada o zaświatach, tym razem maksymalnie ogranicza tropy religijne i buduje wizję świata niepodzielnie rządzonego przez jedną tylko zasadę – prawo bezwzględnej, ostatecznej, beznadziejnej zagłady. Czy autor „Uwag śmierci niechybnej” nie zapędził się tu aż do granicy bluźnierstwa? Sugestywnie wyostrzają te podejrzenie wiersze Jarosława Marka Rymkiewicza, podobnie sądzi Maria Janion. Aby zrozumieć przyczyny tak niespodziewanego i drastycznego odstępstwa, warto przywołać historyczne tło „Uwag”. Czasy ich powstania to druga połowa XVIII wieku, okres popularności postaw libertyńskich, epoka narodzin deizmu i nowoczesnego ateizmu. A poza tym, miał litewski jezuita na co dzień do czynienia z ludnością obojętną na sprawy wiary, niekiedy na wpół pogańską. Jako środek perswazji, zgodnie z zaleceniami zakonu, wybrał argument nie wymagający wiedzy ani wiary – śmierć. Skrajnie naturalistyczny wykład, nastawiony na monstrualną ekspozycję umierania, miał strachem i obrzydzeniem obezwładnić czytelnika i przemocą nakłaniać go ku konwersji. Czy tak bezwarunkowej, wręcz krańcowej realizacji misji religijnej wolno przypisywać jeszcze jakiś wymiar modlitewny? Jeżeli czytelnik podejmie się takiego ryzyka, to winien odczytać „Uwagi śmierci” jako wstrząsającą manifestację bojaźni Bożej, uwieńczoną rozpaczliwym westchnieniem – „Ej! do nieba nam potrzeba”.
Podziwiać?
Bez względu na to, jak interpretujemy „Uwagi”, jedno jest pewne: są przeznaczone do czytania. Czy jednak można zaliczyć je do „literatury pięknej”? Kilka pokoleń czytelników kategorycznie odmawiało im tego prawa, zaś jeszcze we współczesnym podręczniku – „Literatura polska od średniowiecza do oświecenia” – znajduje się zapewnienie (Zdzisława Libery), iż dziełko Baki „pozbawione jest wszelkich cech artyzmu”. Najczęściej sięgano po tę książeczkę, aby kontemplować dwuznaczną urodę literackiego kalectwa. Nawet jej zagorzały entuzjasta, jakim był Kraszewski, stwierdzał z ubolewaniem:
„Pod względem mechanicznego składania wierszy, ks. Baka bez wątpienia jest bardzo nieszczęśliwy: ta to niezgrabność zgubiła go i pokryła sobą obrazy pełne fantazji i życia, którymi błyszczą wszystkie jego poezje”.
Borowy okazał się daleko surowszy. Raziła go „skoczna trywialność”, „byle jakie rymowanie”, zaś całość „Uwag śmierci niechybnej” wydała mu się „monotonna i ordynarna”.
Hernas dostrzegł u Baki oryginalne nawiązania do folkloru, ale odmówił tym „eksperymentom” artystycznego powodzenia. Cenił natomiast jego zręczność w powielaniu barokowych konwencji. Ale ranga rymopisa biegłego w swym rzemiośle to przecież niewiele.
Nasuwa się więc pytanie: jak to jest możliwe, aby twórczość co najwyżej poprawna warsztatowo mogła przez kilka epok owocować tak wielką liczbą naśladowań i podróbek? Bogactwo różnorodnych, często znakomitych nawiązań jest znaczące. Musiało tam być coś pociągającego i fascynującego! Toteż poeci, których wabił Baka, najszybciej i najlepiej zrozumieli walory jego poetyki. Co ciekawe, byli to artyści, którzy przynajmniej otarli się o doświadczenia awangardy. Pierwsza w tym gronie odkrywców była Pawlikowska:
„Otchłań smutku! Ale co za styl! Jaka genialna makabra! Pajęczyny, cienistość i wilgoć podziemi, grzyb i pleśń, nerwowy strach, wszczepiający się w zdębiałe włosy pazurami rozigranego, złośliwego nietoperza… […] Jakaż siła ekspresji w tym ataku słów!”
Znamienne, że ta notatka w „Szkicowniku poetyckim” przedstawiała „Uwagi” w stylu i duchu romantycznym, bliskim młodopolskiej wrażliwości. To, co można by nazwać „formą Bakowską”, ciągle czekało na pełniejszą rehabilitację. Takiej właśnie próby podjął się Aleksander Wat sięgając po element najdotkliwiej skompromitowany: „Najbardziej krańcowy i dzisiejszy użytek z rymu zrobił jezuita ks. Baka. Rym dowolny, przygodny ciągnie za sobą sens, i to świadomie jawnie, a nic skrycie, jak to się zdarzało poetom miernym. I ta nieufność, pogarda dla słów, do mowy zrozumiał to najlepiej Białoszewski. Ten sam świadomy wybór nonsensu, redukcja do bełkotu, w tym cała siła, znaczenie i wartość poezji Białoszewskiego. To śmiałe porównanie, ale chyba trafne, skoro mistrz Miron nie ukrywał zażyłości z Baką datującej się od lat dziecięcych:
„Między gratami znalazłem białą książkę, broszurowo-miękką, ale sporą. Jej tytuł „Rymy Xiędza Baki”. Zajrzałem do środka. Bardzo mnie zaskoczyła. I zajęła. Przedziwne rymowanie. I tyle w tym o śmierci. Kiedy czytałem później ze sporym, ale nie za wielkim zainteresowaniem „Trzech muszkieterów” Dumasa i trafiłem na bohatera, który układał poemat z jednosylabówek, zdaje się na 400 wierszy, nie zaimponowało mi to. To sztukmistrzowskie, ale za komiczne. To nie ksiądz Baka”.
Ale pomimo „surowej powagi tych figielków” są „Uwagi” równocześnie zdumiewającym popisem zręczności rymotwórczej. „U niego wiersze sypały się jak z rękawa. Gębę otworzy o czymkolwiek, to i wiersz zaraz” – czytamy we wspomnieniu o Józefie Bace przytoczonym w pamiętnikach Ewy Felińskiej. Żonglerka rymów i skandowana rytmika tekstu może stać się obiektem delektacji. Tym bardziej, że wbrew powszechnie obowiązującej opinii jest to zabawa poetycka, którą rządzi porządek i precyzja. Znajomość pierwodruku (wykorzystana w tym wydaniu) pokazuje, że Baka posługiwał się regularną wersyfikacją, zaś osławiony „siekaniec” był efektem ośmieszających zabiegów dowcipnego wydawcy (Rajmunda Korsaka).
Najnowsze studia nad tekstem każą nam widzieć w „Uwagach” dzieło, które wbrew pozornej łatwości okazuje się trudne do zrozumienia i kryje niejedną zagadkę. Twórczość Baki należy bowiem do kultury odległej w czasie i niestety nadal zapoznanej. Tekst, który wydaje się obcy, a może i egzotyczny, jest wyjątkowo podatny „na zdradę”. Prowokuje inwencję i swobodę interpretatorów. Bakański absurd i okrucieństwo, wizyjność i klimat transu, gry językowe i surowość materii znajdują swe echo w naszej współczesności. Kojarzą się z ekspresjonizmem, dadaizmem, surrealizmem, teatrem absurdu i art brut (którą uprawiał Jean Dubuffet). Nie widać końca nasuwających się skojarzeń. Pole gry pozostaje szeroko otwarte, gdyż Baka nadal śmieszy i przeraża. Nadal też budzi zachwyt, co potwierdził ostatnio ksiądz Jan Twardowski w wierszu „Do księdza Baki”:
„Za humor i trumienkę mam chrapkę
pocałować księdza Bakę w łapkę”.
Śmiać się czy płakać? Medytować czy wariować? Modlić się czy podziwiać? A może czytać jeszcze inaczej?
Istnieje jednak obawa, iż żaden z tych sposobów nie zadowoliłby autora. Albowiem Baka zdaje się preferować lekturę wyrastającą wprost z ignacjańskiego ducha. Wzorem Loyoli. domaga się czytania głęboko uwewnętrznionego, skrajnie empatycznego, angażującego wszystkie zmysły, a zwłaszcza wyobraźnię. Zjednoczenia z tekstem tak, aby słowo stało się ciałem. Więc reakcją na „Uwagi śmierci niechybnej” winno być odczucie śmiertelnego zagrożenia. Przenikliwie uchwycił to Jarosław Marek Rymkiewicz: „Baka o liściu myśli / I liść każdy gnije”. Bo myśl Baki niechybnie chce zabijać. Z lękiem zatem odkrywamy autorską intencję: przeczytać i umrzeć.
Antoni Czyż, Aleksander Nawarecki
Od wydawcy:
„Może dobrze czułbyś się w skórze jezuity księdza Baki, czerpiącego przyjemność z opowiadania damom, co z ich piersiami i biodrami śmierć będzie wyprawiać” – pisał w roku 1985 Czesław Miłosz do Jana Lebensteina,przeczuwając w nim idealnego ilustratora Uwag śmierci niechybnej.
Do niecierpliwego oczekiwania „na wspaniałe ilustracje Janka do książkowego wydania ks. Baki” –
przyznał się w „Dzienniku pisanym nocą” (styczeń 2000) Gustaw Herling-Grudziński.
Dziś to marzenie stało się faktem – barokowy poeta, długo uznawany za najdzikszego grafomana w dziejach literatury polskiej, a zarazem mistrz imago mortis, doczekał się nowego wydania, opatrzonego ilustracjami Jana Lebensteina. Są to prace wykonane na krótko przed śmiercią artysty.
Podstawą wydania jest zachowany w Polsce „lubelski” egzemplarz Uwag. Wzorem pierwodruku przywracamy tym wierszom pierwotny kształt. Jest to zatem pierwsze wierne wznowienie Baki od 1766 roku.
Bibliografia:
I. Wydania Uwag:
1. Uwagi rzeczy ostatecznych i złości grzechowej przy nabożnych aktach, modlitwach i tekstach różnych. Nakładem W. Jmci Pana Onufrego Minkiewicza, Sekretarza J. K. Mci, Wójta Wilna Miasta Stołecznego W.X.L […]. Wilno 1766 [tzw. edycja A], egzemplarz Biblioteki Uniwersyteckiej w Wilnie, sygn. RC 63.
2. Uwagi rzeczy ostatecznych i złości grzechowej przy nabożnych aktach, modlitwach i tekstach różnych. Nakładem W. Jmci Pana Onufrego Minkiewicza, Sekretarza J. K. Mci, Wójta Wilna Miasta Stołecznego W.X.L. […] Uwagi śmierci niechybnej wszystkim pospolitej, wierszem wyrażone a sumptem Jmć Pana Ksawerego Stefaniego, Obywatela Miasta J. K. M. Wilna […]. Wilno 1766 [tzw. edycja B], egzemplarz Biblioteki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, sygn. St. 3574 (mikrofilm w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie [mf. 56847]).
3. Uwagi śmierci niechybnej wszystkim pospolitej, wierszem wyrażone a sumptem Jmć Pana Ksawerego Stefaniego, Obywatela Miasta J. K. M. Wilna […]. Wilno 1766 [tzw. edycja C], egzemplarz Biblioteki Uniwersyteckiej w Wilnie, sygn. 22386.
4. Uwagi o śmierci niechybnej […]. Wilno 1807 [edycja Rajmunda Korsaka].
5. Uwagi o śmierci niechybnej. Warszawa 1828.
6. Baka odrodzony. Wilno 1855 [edycja Władysława Syrokomli; tu dołączony szkic Józefa Ignacego Kraszewskiego o Bace, z 1836 roku; reprint: Warszawa 1985].
7. Poezje. Opracowali i wstępem opatrzyli Antoni Czyż i Aleksander Nawarecki. Warszawa 1986.
II. Inne dochowane utwory Baki:
1. Comitia honorum et aviti splendoris Joannis Ludovici Plater […]. Wilno 1736,
egzemplarz Biblioteki Narodowej w Warszawie, sygn. XVIII.3.326.
2. Wielki obrońca upadłej grzeszników przed Bogiem sprawy św. Jan Franciszek Regis […]. Wilno 1755, egzemplarz Biblioteki Jagiellońskiej, sygn. 586925.I.
3. Nabożeństwo codzienne chrześcijańskie […]. Wyd. 2. Wilno 1808, egzemplarz Biblioteki Narodowej, sygn. I.2.009.414.
III. Wybrane studia o Bace:
1. Wacław Borowy: O poezji polskiej w wieku XVIII. Wyd. 2. Warszawa 1978.
2. Antoni Czyż: Ja i Bóg. Poezja metafizyczna późnego baroku. Wrocław 1988.
3. Antoni Czyż: Światło i słowo. Egzystencjalne czytanie tekstów dawnych. Warszawa 1995.
4. Janusz K. Goliński: Vanitas. O marności w literaturze i kulturze dawnej. Warszawa 1996.
5. Czesław Hernas: Barok. Warszawa 1973 (i wyd. nast.).
6. Czesław Hernas: W kalinowym lesie. U podstaw prefolklorystyki polskiej. Warszawa 1965, tom I.
7. Aleksander Nawarecki: Czarny karnawał. „Uwagi śmierci niechybnej” księdza Baki – poetyka tekstu i paradoksy recepcji. Wrocław 1991.
8. Alina Nowicka-Jeżowa: Sarmaci i śmierć. O staropolskiej poezji żałobnej. Warszawa 1992.
9. Marek Prejs: Poezja późnego baroku. Główne kierunki przemian. Warszawa 1989.
10. Tadeusz Witczak: „Dobrze napisał Baka…”. Notaty do dwóch miejsc „Pana Tadeusza”. W zbiorze: Nie tylko o Norwidzie. Red.: Jolanta Czarnomorska, Zbigniew Przychodniak i Krzysztof Trybuś. Poznań 1997.
[Zob, też bibliografię w: Józef Baka: Poezje. Warszawa 1986].
Gwasze Jana Lebensteina do tomu ks. Józefa Baki „Uwagi”
Informacje dodatkowe
Autor | |
---|---|
Rok wydania: |
Czesław –
Polecam sklep, zakup szybki i udany!